sobota, 27 lipca 2013

Gdyby szczęście można było kupić na wagę to wystarczyłby mi 1 gram dziennie.

Poszedłem do parku i umyłem stopy w porannej trawie. Uciekł ze mnie cały ciężar i oczyściłem się duchowo. Płuca wypełnił znajomy smak. Bardziej słuchałem siebie niż ze sobą rozmawiałem. Wypadł ze mnie puzzel jakiś czas temu i to było moje godzenie się ze sobą. Najtrudniej jest wybaczyć sobie. Wybaczyć wszystkie krawężniki, z którymi stawałeś twarzą w twarz. Wszystkie zwichnięcia szczęki, pogryzione policzki, zasmarkane nosy, zapchane zatoki, rozszerzone do granic możliwości źrenice oczu i na powrót zwężane, bóle żołądkowe. Nie pamiętam pewnych uczuć, nie czuję się wtedy dobrze. Pamięć moja krótka jest, ta pamięć z ostatnich kilku lat. Zapominam. Nie przywiązuję wagi. Nie pamiętam. Wpada ktoś na chwilę i wychodzi. Setki razy otwierane i zamykane drzwi niosą ze sobą historię ludzi, którzy wchodzą i wychodzą. Te historie tutaj zostają lub wychodzą oknem. Skaczą z pierwszego piętra i spadają na pysk. Chytry los jest łaskawy tylko dla tych, którzy próbują go oszukać. Los jest hazardzistą i też przegrywa. Nawet dla siebie nie jest łaskawy. A szczęście? Gdyby szczęście można było kupić na wagę to wystarczyłoby mi dziennie kupić jego 1 gram.