wtorek, 9 lutego 2010

Szczęście.

Gdzieś pod schodami w ciemnej piwnicy pewnie leży i próbuje wypełznąć, tylko nóżek nie ma, a moje myśli i ja mieszkamy na siedemdziesiątym piętrze.
Budowane schodki z patyczków po lodach, pudełek po zapałkach i ułamanych zębów od grzebienia.
Drabinka do pierwszego schodka powstaje w pocie czoła. Nagle wielki but kruszy fundamenty nadziei.
Pieprzyć to, nie budujemy!!
Bunt.
Nadzieja, głaszcze Cię po głowie jak mama. Zasypiasz. Tylko w jej dłoniach czujesz, że możesz budować znów.
Obudź się jutro i zbuduj coś nowego.
Pozbieraj połamane paznokcie, resztki skorupki jajka i drobinki kurzu.
Posklejaj, powpychaj, połam i skleć. Potrząśnij, wyduś kroplę potu, wymieszaj z resztkami z podłogi i zrób z nich klej.
Widzisz już próg schodka i chwytasz się go.
Nie spadnij, nie spadnij, nie spadnij.
Resztkami sił podciągasz się i włazisz.
Udało się. Pozostało siedemnaście tysięcy takich schodków.
Dasz radę. Masz przed sobą całe życie.

Narodziny i umieranie myśli.

Upychane myśli między kołdrą i poduszką chcą zeskoczyć na podłogę.
I podreptać do Ciebie.
Duszą się i liczą, że ściągniesz prześcieradło.
Chcą pobiec nie na skróty, a tą dłuższą trasą między pamiętnikiem a piórem.
Przeskakując z telefonu na słuchawki, potykając się o książkę.
Podnieść się.
I nie zgubić.
I trudno być wolnym gdy pozamykasz sobie drzwi dookoła.
Chowasz głowę pod poduszkę, znowu jest ciemno i nieznośnie spokojnie.
A myśli rodzą kolejne potomstwo które zabłądzi, gdy stanie nad przepaścią łóżka.
I nie odnajdą drogi po prześcieradle w dół.
I nie odważą się skoczyć z tak wysoka.
I nie poradzą sobie z presją.
I zawahają się gdy trzeba skoczyć.
I przestraszą się gdy nie zobaczą podłogi.
I choć dziadkowie myśli mieli więcej odwagi, to młode pokolenie zbyt ostrożne straci szansę na radość.
I umrze.

piątek, 5 lutego 2010

Motyl

Motyl, któremu wypływa wódka i krew z ust upadając rozbija słoik konfitur z marzeniami.
Część z nich prążkowana, ślepa i brudna tłumi się przed jadłodajnią.
Niefilozoficzną, a tą marnotrawną, z posiłkami, gdzie każdego dnia biją się o łyżkę zmarnowane szanse, wstyd i samotność.
Obojętność na siebie dostrzegasz w oczach osób, które wierzą.
Insomnia znowu nie daje o sobie zapomnieć.
Lęk.
Nic.
Nikt.
Sam ja.
Nie chcę tak jak Ty.