wtorek, 9 lutego 2010

Szczęście.

Gdzieś pod schodami w ciemnej piwnicy pewnie leży i próbuje wypełznąć, tylko nóżek nie ma, a moje myśli i ja mieszkamy na siedemdziesiątym piętrze.
Budowane schodki z patyczków po lodach, pudełek po zapałkach i ułamanych zębów od grzebienia.
Drabinka do pierwszego schodka powstaje w pocie czoła. Nagle wielki but kruszy fundamenty nadziei.
Pieprzyć to, nie budujemy!!
Bunt.
Nadzieja, głaszcze Cię po głowie jak mama. Zasypiasz. Tylko w jej dłoniach czujesz, że możesz budować znów.
Obudź się jutro i zbuduj coś nowego.
Pozbieraj połamane paznokcie, resztki skorupki jajka i drobinki kurzu.
Posklejaj, powpychaj, połam i skleć. Potrząśnij, wyduś kroplę potu, wymieszaj z resztkami z podłogi i zrób z nich klej.
Widzisz już próg schodka i chwytasz się go.
Nie spadnij, nie spadnij, nie spadnij.
Resztkami sił podciągasz się i włazisz.
Udało się. Pozostało siedemnaście tysięcy takich schodków.
Dasz radę. Masz przed sobą całe życie.

2 komentarze:

  1. Ktoś mi kiedyś powiedział: ,,one step forward, two steps back". Obudzę się jutro i zacznę budować od nowa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wena odeszła?

    Polecam Białoszewskiego i ,,Muzo, natchniuzo" :)

    OdpowiedzUsuń