poniedziałek, 3 października 2011

O kurwa.

Upadło coś na trawie, głęboko prawie.
Wiodę wzrokiem to tu, to tam i tego szukam. I tylko blade postacie i ich blade gęby przesuwają się mechanicznie jak tramwaje po Jerozolimskich Alejach. Z tramwaju wysiadł biedny żyd z długa brodą i tacą na datki i żebry. To biegnie, to potyka się. Zgraja nastolatków ma niezły rechot z nieboraka. Tuż za rogiem rozwinęła się tymczasem niezła awantura. Zatrzymano wszystkie pojazdy, z dwóch wysiadły policyjne gwiazdy - komendanty z karabinami. Rutkowski, Rutowicz i jakiś komandos.
Wtem spod czerwonego dywanu wypełzło nowe wydarzenie. Z rąk wróżenie wybitnie zaniedbało u woźnego Wolskiego wykonywanie standardowych powinności osiedlowego ciecia. Odkąd jego wnuk zaczął palić skuna z osiedlową bandą stał się nad wymiar podejrzliwy. Skumał się z osiedlową bandą obserwatorów, zakupili łoki-toki, aparaty i lornetki, notesy, super długopisy, kapelusze i płaszcze. Po roku mają swoje dupy, burdele, kasyna, biznesy. A konkluzja jest taka, że im wyżej w hierarchii tym większa kurwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz