czwartek, 10 maja 2012

List.

Piszę list do Ciebie i niosę Ci go do domu. Zostawiam pod drzwiami, ale otwierasz drzwi, więc wręczam Ci go osobiście. W kopercie jest historia mojego życia w kilkuset słowach. Od małego rudzielca o piegowatej buzi po bujającego się w bujanym, wiklinowym fotelu łysego dziadka pykającego fajkę. W moim starym domu stoi stara biblioteka pełna papierowych książek. Mam tajemniczy ogród. Po jego środku stoję ja, sam. Młodszy o kilka dekad i poruszający się o własnych siłach. Wtedy też paliłem. Wysiadam z autobusu, gdzieś w Północnej Irlandii. Zaczynam biec w nieznanym kierunku. Potykam się i wypadają mi z kieszeni granaty. Słyszę dudnienie kiedy toczą się wzdłuż jezdni i wybuchają w rowie jeden po drugim. Zamykam oczy i przeciskam się gdzieś pomiędzy autem a murem starej kamienicy. Jest późny wieczór, a na ulicy pusto. Niosę kwiaty i flaszkę wódki. Nieuprasowane spodnie i przetarte adidasy świadczą, że jest to bardzo nieoficjalne, wręcz przyjacielskie spotkanie. Spoglądam na zegarek w obawie, że mogę się spóźnić. Zapomniałem już czym jest pośpiech i miejski korek. Moje życie wyhamowało dawno temu i raczej bliżej mu do zatrzymania się niż do wrzucenia czwartego biegu. Wiem, że jest bezpiecznie, kiedy zamykam się w śpiworze doświadczeń i patrzę na ten mróz z dystansu. Słucham wtedy muzyki, która mnie w całości pochłania. Wtedy nie wiem jeszcze, że za kilka lat ogłuchnę od miliardów decybeli jakie zbombardowały moje bębenki, zdeformowały małżowiny i niemal ugotowały mózg. Daremnie próbuję sobie przypomnieć fakty z tamtego dnia, kiedy zobaczyłem, że siedzisz przy obiedzie na przeciw mnie. Nie winię siebie za to, że już wtedy nie rozumiałem. Ja poszedłem w prawo, a Ty w lewo, przyjacielu. To był długi czas ciszy. Ciszy, która boli. Otwórz list i zobacz co w nim naprawdę było, bo urojenia i omamy nie mogły się tam znaleźć bez powodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz