piątek, 10 grudnia 2010

Tok myślenia. i puf.

Nieważne czy się zbłaźnię, kiedy zapytam co u Ciebie? Nie dbam o to. Jutra może nie być. Ja mogę go nie mieć. Nie życzę Ci źle. Wręcz przeciwnie.
Siedzę na obłoku rysując palcem w powietrzu kontury Twojej buzi. Cichy szept dociera do mnie znikąd i rozbija zamyślenie o podłogę.
Obudziłem się, kiedy śniłem o Tobie. Byłem rozczarowany rzeczywistością. Tak realnym jest śnic. Tak podłym jest się obudzić.
Życie skrócić czy dać potomstwo?
-1 czy +2 dla ludzkości?
Kto zatroszczy się o Twój kawałek podłogi? Kto za tym stanie, kto naprawi, poskleja, kto rozbudzi nadzieje i je nagle zakopie, kto ubrudzi dywan czekoladą i dżemem poskleja sobie włosy?
Debata erudyty i idioty.
Wymiana myśli, zdań, ciosów, towarowa i wojna gotowa. Ubóstwiam te głupie słowa, kochane słowa. Szukam w nich, szperam, błądzę i w powietrze nimi strzelam. Ubieram i rozbieram, dodaję końcówki i zmieniam im znaczenia. I nic się nie zmienia prócz mego myślenia.
Czasami Cię kocham, czasami czuję obrzydzenie. Spory dysonans jak na odległość między dwoma zwojami mózgowymi. Czy jeśli tam zapanowałby spokój to uleczyłbym również swój stan świadomości, ducha i ciała. Czy którykolwiek z podmiotów odczułby wyraźną ulgę? Czy narośl jak bulwę, co pasożytuje odetnę przed śmiercią i umrę?
I obudzę się. I zapomnę o wszystkim, co miało swoje pięć minut. I zapomnę o wojnie i głodzie w nierealnym świecie, do którego wracam inaczej, a o Tobie nie zapomnę.

Zostawiliśmy tam czas, którego nie można było zabrać, pamiętasz? Schował się pod dywanem i uciekał w drugi koniec gdy staraliśmy się go zabrać. Bał się tego, co miało się stać. I co się stało.
I dobrze, że tam został. Nadal tam jest. Nadal jest tu. Wiem, bo ja tu jestem. Znów.
Puf.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz