wtorek, 5 stycznia 2010

Insomnia 2

Nie mogę spać. Czasem tak mam. A później dzieje się coś nieokreślonego. Niespodziewanego. Między 3 a 4 nad ranem jest najlepsza pora na pisanie. Jest za wcześnie. Ale można założyć tenisówki i pobiegać po okolicznych dachach. Jak koty. Dachowce. Dziwne stworzenia co sypiają teraz po strychach. Bałamucą się. W Szkocji też muszą mieć. I też bałamucą.
Wtorek. Już. Chcę wsiąść do samolotu i uciec. Wysiąść gdzieś. Nieświadomie potoczyć się po ziemskiej kuli. Zamknąć oczy, pomarzyć i obudzić na plaży. Ciepło i słona woda.
Później śnieg zaczyna padać na zamknięta powieki. Ale jest ciepło. Przyjemnie.
Zegarek się zgubił. Nie ma czasu czyli jest dużo czasu, bo czas nie płynie.
Można klęczeć i modlić się do...
Nieba.
Nie ma już wtorku. Pozostają tylko dnie i noce i noce, a później poranki.
Dziwne. Kot usypia na kolanach.
Niebezpieczny umysł każe pisać różne rzeczy. Brak logiki. Unlogistic things.
Ktoś krzyczy za plecami: "Keep walking, keep walking... i ciszej keep walking".
Odwracam się. Nie ma nikogo i znów można zasnąć.
By obudzić się na plaży, na łące, w Szkocji...
Dobranoc laleczko..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz