czwartek, 7 stycznia 2010

Stan, smak, upojenie.

Wena przychodzi po północy. Wydawało mi się, że nad ranem.
Piszę.
Moment.
Facet spogląda chytrze z drugiego okna.
Can you imagine z szafy brzmi.
Świadomość głęboko pochylona nad świeżymi pomysłami.
Szlifuj, pracuj, czyń progres.
Ryzykuj, próbuj i nie zwalniaj.
Co daje natchnienie?
Muzyka, joint, sex... przeszłość.
Przerwa.Zapalił.
Pisanie, zaczyna się od nauki. Od tworzenia stylu. Pomysł, logika, powielanie pomysłów staje się świadome i charakterystyczne.
Czy staje się dobre, a później lepsze?
Indywidualny mechanizm twórczy czy typowy dla człowieka?
Paznokciem obijasz zęby. Drażnisz wyobraźnię, motywujesz do działania, czekasz na wybuch. Rodzi się. Piszesz. Nie przestawaj. Tworzysz bez wytchnienia. Dowolna interpre, pre, pre... przestałeś.
Budujesz słownik pomieszany z oliwą i mlekiem. Kolor jest bez wyrazu. Zwłaszcza kiedy upada na ziemię i traci smak. Marnotrawstwo, upadek społeczny, pomidory do kieszeni i ucieczki lotnicze. Montowanie, granie, spawanie.
Chylę możliwości nad pomysłami, trzęsienie buduje się z ruin deszczu wybierajacego mniejsze prawdopodobieństwo konfliktu.
Pomyłka?
Zapomniał dodać, że prysznic się nie domyka. Niski sufit, klaustrofobia?
Podołał. Zmierzył, zabarykadował, poukładał i zmieścił. Bez obaw.
Nie przeszkadzaj sobie. Odpisał. Zareagował. Bodziec zewnętrzny. Nie wierzy w efekt motyla. Indywidualność rzadko ma wpływ na całą ludzkość. Śpiewniki filmów wypełniły kilka półek.
Pomylił sposoby i style. Będzie zamykał kram.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz